Forum forum prywatne Strona Główna forum prywatne
Kiczyk i CP2020 (jak na razie)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kiczyk - dostęp ograniczony
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum prywatne Strona Główna -> Kiczyk
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
raditzu
Administrator



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 1:22, 22 Mar 2007    Temat postu: Kiczyk - dostęp ograniczony

Kolejna cicha noc. Wśród budynków, w świetle księżyca przemykający cień. Drobna sylwetka skryta pod peleryną wślizgnęła się do karczmy na skraju miasta. Karczmy o której krążyły dziwne historie. Karczmy, która w niektórych budziła strach, w innych wstręt... a mimo to co wieczór niemalże pękała w szwach.
Przed laty gospodarz miejscowej karczmy w geście litości zgodził się zaopiekować i przyjąć do siebie dziecko. Córkę prostych ludzi mieszkających w dziczy na obrzeżach miasta. Pragnęli dla swej pierworodnej dobrego dostatniego życia. Prosili ludzi by przyjęli ich jedyną dwunastoletnią córkę na nauki zapewniając o jej pilności i inteligencji. Jedynie miejscowy karczmarz przystał na to by wziąć dziecko pod swe skrzydła po dokładnym jego obejrzeniu. Dziewczynka parzyła na niego dużymi bursztynowymi oczyma nie zdradzając ani krzty strachu. Zacisnęła usta i wodziła wzrokiem po negocjujących dorosłych. Ogniki płonęły w jej oczach. Nie chciała tu być ale nie mogła się sprzeciwić rodzicom. Ci zaś nie mieli wyboru, choć karczma dla dorastającej dziewczyny nie była bezpiecznym miejscem.
Miała na imię Hasha. W zamian za dach nad głową i opiekę wykonywała wszystkie polecenia starego gospodarza. Przez lata na skinienie palcem przyrządzała podróżnym strawę, szykowała pokoje, sprzątała ich nieczystości gdy zbyt dużo wypili. Opierała i jego samego, opowiadała dziwne historie w długie wieczory i zabawiała pieśniami. Karczmarzowi podobał się ten układ. Ona sama mu się podobała. Lubił gładzić jej rude włosy, przytulać ją, kłaść spocone dłonie na jej drobnych ramionach, udach.. Nie wiedział czemu ale zawsze w tym momencie zasypiał a rano nie był do końca pewny co właściwie się stało. Nawet nie zorientował się kiedy stała mu się obojętna i ona i każda inna kobieta.
W miarę gdy Hasha dorastała coraz bardziej był rad. Nie dość że wszystkie obowiązki były na jej głowie i sam nie musiał praktycznie nic robić, to i gości zewsząd ściągała swą urodą. Nie musiał jej pilnować. A przyznać trzeba, iż nie jeden wojak chciał na nią popatrzeć. Spragnieni kobiety bo długich wędrówkach i bojach chcieliby i więcej jednak dziewczyna miała w oczach coś co szybko studziło ich zamiary. Którykolwiek wyciągał łapy, nawet jeśli nie dostał w twarz, więcej w karczmie się nie pokazał. Znikał z miasta. Opiekun dziewczyny nie wnikał jak to robiła. Nie obchodziło go to.
Niektórzy twierdzili, że widywali co bardziej narzucających się bywalców gospody kolejnego dnia zataczających się pod murami miasta lub konających w kanałach. Kobiety widząc Hashę szeptały między sobą i zabierały z jej drogi dzieci. Słały nienawistne spojrzenia a ona odpowiadała im ironicznym uśmiechem. Poprawiała rude włosy i szła nie zważając na nic przez miasto. Ktoś szeptał że widział jak rzucała uroki, inny że widział jak skrada się w świetle księżyca i knuje z cieniami.. Jak wymyka się co noc znikając w lesie, zrywając się do biegu z wilkami u boku i nocnymi marami. Byli tacy, którzy mogliby przysiąc, że widzieli rudowłosą kobietę jej postury na grzbiecie jednorożca pędzącą przez pola, jakby gonił ją sam diabeł.
Czarownica. Wiedźma. Tak mnie nazywali za moimi plecami. A ja śmiałam się im w twarz widząc ich złość, nienawiść i strach. Od dawna.. od zawsze...przywykłam... Przeklęte niech będą dusze tych którzy na mnie złorzeczą... Nie wiedzą co czynią. Starannie układała w koszu kolejne naręcza ziół. Czas wracać. Spojrzała na księżyc wznoszący się na granacie nocnego nieba. Naciągnęła kaptur na głowę. Bywaj bracie. Szepnęła głaszcząc kudłaty łeb czarnego wilka leżącego obok, wstała i ruszyła biegiem do miasta. Bose stopy niosły ją bezszelestnie pośród mchów i traw. Minęła bramy miasta. Straży nie było. Uśmiechnęła się do siebie. Śpią jak dzieci. Zaśmiała się cicho. Doskonale umiała wyważyć zioła wsypywane do miodów, które dyskretnie miała dostarczać strażnikom. Niczego nie podejrzewając pili radośnie. Specyficzny posmak zaś przypisywali wyjątkowości miodów. Gospodarz wasz sam je sporządzał i zawsze twierdził, iż ma swą tajemną recepturę lepszą od innych. Bezszelestnie mijała pogrążone we śnie domostwa. Stróżujące psy nie reagowały. Czasem któryś się podniósł nasłuchując. Wpatrywał się w mrok w postać biegnącą pod osłoną nocy. Spojrzała na niego bursztynowymi oczami i przyłożyła lekko palec co ust nie zwalniając kroku. Pies zamerdał ogonem i zwinął się w kłębek by drzemać dalej. Nawet pies jest czujniejszy od tych wszystkich głupców. Śpijcie. Śnijcie i cieszcie się swoim pełnym złudzeń światem. Uchyliła potężne drzwi karczmy chcąc wślizgnąć się do środka, gdy ktoś z zewnątrz je przytrzymał. Odwróciła się natychmiast. Rosła postać skrywała twarz pod kapturem.
-Wiem co potrafisz. Wiem że najmężniejszy woj po wieczornej hulance może nie doczekać by ujrzeć kolejny świt. Dzięki Tobie. Wyświadcz mi jedną małą przysługę a będziesz miała sprzymierzeńca do końca swych dni. – Słyszała cichy, spokojny szept. Jego akcent zdradzał, iż nieznajomy nie jest z tych stron. Uśmiechnęła się przeciągając wzrokiem dookoła.
-Wejdź więc – szepnęła..


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez raditzu dnia Czw 1:53, 22 Mar 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
raditzu
Administrator



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 1:45, 22 Mar 2007    Temat postu:

Wszedłem więc. Dziewczyna szybko zamknęła drzwi i zapaliła wiszącą w zamontowanym przy nich uchwycie pochodnię.
Blask tańczącego płomienia zalał niewielkie pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Mym skrytym pod kapturem oczom ukazały się nieliczne sprzęty szynku, kilka wiszących pod sufitem wiązek zielnego suszu oraz tajemnicze zawiniątko dziewczyny leżące na stole, które jeszcze przed chwilą było w jej rękach.
-Czegóż zatem dokładnie ode mnie oczekujesz? -spytała dźwięcznym głosem stając naprzeciw mnie w nieco wyzywającej pozie. Nie umknęło mej uwadze, iż miała piękny, krągły biust.
-Potrzebuję skorzystać z Twych umiejętności, Pani -powiedziałem na wstępie przypatrując się jej reakcji. W jej oczach pojawił się tajemniczy błysk, a jej spojrzenie stało się pełne zadziornej dumy, tak typowej dla pięknych kobiet. Takich, jakie nawykłem kiedyś mordować z wyjątkową wręcz brutalnością i okrucieństwem.
Uśmiechnąłem się. Miałem tylko nadzieję, że nie paskudnie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
k_cian
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 1:46, 22 Mar 2007    Temat postu:

Oparła się o stół, odgarnęła rude loki opadające na twarz.
- Skorzystać z mych umiejętności... - uśmiechnęła się przekornie pod nosem. - Zawsze traktujesz ludzi, których prosisz o "pomoc" jak marionetki i narzędzie do osiągnięcia celów,Panie?- nie spuszała nieznajomego z oczu.
- To niezbyt zachęcające do współpracy podejście... - powiedziała przeciągle - Więc... Czego oczekujesz?
Zdjęła otulający ją dotąd płaszcz i położyła zakrywając zawiniątko.
Złożyła szczupłe ręce na krzyż. Jego wyraz twarzy nie zmieniał się. Widziała lśniące w półmroku pomieszczenia oczy wpatrujące się w nią spod kaptura, lekko mrużące się. Miała wrażenie że dokładnie, centymetr po centymetrze bada wzrokiem jej postać. Usmiechnęła się triumfalnie.
"Jak zwierzę. Żałosne." pomyślała. Nie miała wątpliwości co do swej atrakcyjności. Kusząco krągłe biodra podkreślone długą ciemną spódnicą przewiązaną niedbale w pasie i wpuszczona w nią biała koszula z rozcięciem na dekolcie podkreślały jedynie jej kształty. Z nieskrywaną przyjemnością potrafiła to wykorzystać.
-Waść, skup się, bo czas mój cenny. - uśmiechnęła się złośliwie. - Jeśli szukasz nałożnicy to źle trafiłeś. - Wpatrywała się w nieznajomego. Słyszała jak cichutko trzeszczy skóra. Zaciskał pięści, wyraz twarzy pozostawał niezmienny. Po chwili milczenia odpowiedział.
- Jest ktoś.. ktoś kto powinien zasnąć...na wieki. Ktoś kto posiada coś, co nie jest jego własnością... Coś co należy do mnie. - jego przyciszony głos brzmiał niezwykle spokojnie.
- A ja miałabym chcieć Ci pomóc? - spytała przekornie. - Przekonaj mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
raditzu
Administrator



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 1:47, 22 Mar 2007    Temat postu:

Dłonie jak zwykle zabolały, zwłaszcza lewa, w miejscu złamania. Rozluźniłem mięśnie i rozprostowałem palce. Potem wziąłem głęboki wdech.
"Powiedzmy, że w zamian nie złamię ci karku" pchało mi się na usta, ale opanowałem się w porę. W końcu z tego powodu to ja miałem ją znaleźć, a nie Uzuriel. On, to zwierzę, za takie słowa pewnie już gwałciłby jej flaki... Nadal bierze mnie wstręt na wspomnienie tego, co zrobił tej biednej dziewczynie ze Skara Brae.
Uśmiechnęła się, myśląc pewnie, że skrzywiłem się na jej słowa. Niech sobie myśli.

Chyba zaintrygowały ją moje oczy, więc spróbowałem to wykorzystać.
Podszedłem do stołu, stając ku niej bokiem. Jak zwykle, bo lubię zaskakiwać ludzi. Zwłaszcza tak...

Stało się dokładnie jak sądziłem.
Nie podejrzewała niczego, gdy zdejmowałem kaptur. Ale gdy obróciłem się ku niej...
Ciekawe, ilu ludziom śni się moja twarz w koszmarach?

-Waść... -powiedziała jakby z zaciśniętym gardłem, postępując odruchowo o krok do tyłu. Jej inicjatywa prysła jak bańka mydlana.

Uwielbiam tą reakcję. Nie wiem jakie zaklęcia Proteasz "wkleił" w moje oczodoły podczas rekonstrukcji mojej twarzy, ale każdy widzi inną ich zawartość. Jeden umysł wypełnia je opalizującym, czerwonym dymem, kolejny oczami o zwierzęcych, pionowych źrenicach, inny czymś jeszcze odmiennym, aczkolwiek równie różnym od normy.
Choć czasem jest to bardzo problematyczne, i muszę niemal cały czas chodzić w kapturze, ma to też swoje zalety. Wzrok skupiony na mych oczach nie widzi tego, co robią moje ręce. To też ta magia Proteasza. Czasem jest bardzo pomocna.

Przełknęła ślinę i opanowała się. Szybko. Za szybko. Zupełnie, jakby czar nie podziałał na nią w pełni.
Odruchowo złapała rzuconą ku niej sakiewkę. Trzos zabrzęczał przyjemnie.

-Nie trzeba... Nie trzeba mi złota -skonstruowała w końcu pełne zdanie, jednak jej wzrok wbity był już w podłogę. Chyba nie chciała więcej patrzeć w moje oczy. Odnoszę wrażenie, że nawet nie widziała, jak wygląda moja poznaczona bliznami twarz.
Sakiewkę położyła koło płaszcza.
-Mam kontakty -powiedziałem spokojnie, chowając znów ręce pod opończą. Zastanawiałem się, jak wiele mogę jej powiedzieć. -Wygodne kontakty, dla kobiety takiej jak ty. Bez bogactwa, bez NORMALNEGO wykształcenia, bez szansy na wyrwanie się z tej dziury. Za to z całą bandą pijanych obszczymurów każdego wieczora szczypiących cię za tyłek, starym i zboczonym ojcem, który za jakiś czas w końcu rzuci się na ciebie oraz świadomością, że każda kobieta w tej wsi najchętniej zarżnęłaby cię tępym nożem.
"A także wyrokiem na stos za trucicielstwo i nielicencjonowaną alchemię..." dodałem sobie w myślach. Papier legalizujący ten wyrok, podpisany przez mego przełożonego - Mistrza Zakonu Szarych Wilków, miałem ukryty w dziupli jednego z okolicznych drzew. Nabierał on prawomocności dopiero przy moim, nieobecnym w tej chwili podpisie, lecz nie zamierzałem się niepotrzebnie zdradzać z mej przynależności do Zakonu. Tego argumentu zamierzałem użyć dopiero w ostateczności.
-Chodzi o odwiedzenie pewnego kupca w stolicy. Jest osobą rozrywkową i lubi śliczne, młode, pustogłowe trzpiotki, więc nie powinnaś mieć problemu ze zbliżeniem się do niego wystarczająco blisko -kontynuowałem niezrażony, jakby nie przyjmując wogóle możliwości, że mi odmówi.
Jej twarz ściągnęła się gniewem, gdy usłyszała ostatnie zdanie. Zła spojrzała na mnie, ale widząc jedynie blask moich oczu już spod kaptura, zawahała się tylko moment.
-Jesteś waść... -umilkła na chwilę szukając odpowiednio obraźliwego słowa. Skorzystałem.
-Zgadzasz się więc? -spytałem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rengoku
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Czw 3:12, 22 Mar 2007    Temat postu:

Coś zagulgotało.
Nie takiej odpowiedzi z ust domorosłej wiedźmy spodziewał się zakapturzony wojownik; zaraz jednak zorientował się, że dźwięk nie pochodził od niej i ją także zaskoczył. Oboje rozejrzeli się uważnie po pustej sali karczemnej, lecz żedne z nich nie dostrzegło niczego szczególnego.
Dźwięk powtówrzył się, lecz tym razem nastąpiło po nim siorbnięcie.
Wojownik zacisnął lewicę na rękojeści buzdyganu i skierował się w stronę niepokojącego odgłosu - przypominającego z grubsza te jakie słyszał, gdy natknął się kiedyś na polującą na bagnach grupę snorggów. Chociaż, sądząc po rozległym się nagle krótkim charknięciu, ten osobnik wydawał się być chory.
Kobieta zerknęła na leżące na stole pod płaszczem zawiniątko i, upewniwszy się że nadal tam jest, ruszyła przez salę trzymając się przeciwnej niż wojownik ściany. Była ciekawa, co też zakradło się do karczmy.
Przeszli prawie całą salę i tylko jedna ława zasłaniała im źródło odgłosów.
Gulgotanie, charknięcie, mlasknięcie.
Te dźwięki coś jej przypominały.
Spojrzała na niego, a on na nią i nieznacznie pokręcił głową; racja, w razie kłopotów jego buzdygan lepiej nada się do ich rozwiązania niż zatknięty za jej pas nóż do cięcia ziół. Trzymając broń w pogotowiu, zaczął obchodzić ławę z lewej, lecz po krótkim spojrzeniu na istotę z stołem opuścił stalową maczugę. Kobieta podeszła bliżej i też przyjrzała się źródle piekielnych odgłosów.
Na podłodze w kącie sali, zwinięty na sparciałym sienninku, drzemał sobie pomywacz. Wiercił się co chwilę i poruszał zbyt długimi kończynami, raz po raz zasysając płynącą mu po policzku ślinę.
- Że też on potrafi takie odgłosy wydawać - wyraził zdziwienie wojownik.
Ten moment właśnie wybrał głowa chłopaka by zsynąć się z użytego w ramach poduszki pieńka i grzmotnąć o podłogę. Młodzienieć zerwał się do pozycji siedzącej, jedną dłonią złapał za stłuczony czerep a drugą usiłował zasłonić się przed stojącą przed nim postacią.
- Nie wstyd to - wybełkotał niewyraźnie jeszcze nie do końca rozbudzony - tak śpiących pałką w łeb walić, panie demonie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
raditzu
Administrator



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:41, 23 Mar 2007    Temat postu:

-Kto to? -syknąłem do dziewczyny.
-Pomywacz, pracuje tu od kilku miesięcy... -wyjaśniła bez przekonania. Westchnąłem. Wiedziałem, co trzeba zrobić...
"To nic osobistego..." pomyślałem wznosząc buzdygan do szybkiego, mającego uśmiercić ciosu. "Żadnych świadków..."
Młodzik w zdziwieniu otworzył szerzej oczy i...
Dziewczyna nie zdążyła nawet zareagować. Pomywacz natomiast tak.
Zwinnie obrócił się na czworaka i jednym susem wyskoczył razem z oknem.
-Verfluchte! -wrzasnąłem antyczne zaklęcie. Prosta, ale wyjątkowo złośliwa klątwa zmaterializowała się w ułamku sekundy i pomknęła za celem.
Mi aż pociemniało w oczach z wysiłku. Nawet dziecko ma większy potencjał magiczny ode mnie, taka moja wredna ułomność.
Miałem tylko nadzieję, że ona nie zna się na takiej magii i pomyśli, że koniecznością po tym czarze jest podparcie się o ścianę.
Dobiegający zza ściany trzask łamanej gałęzi oraz akompaniujący mu jęk przedziurawionego przez klątwę w jakimś najpewniej ważnym miejscu uciekiniera dodały mi sił.
-Zostań tu... -warknąłem do dziewczyny klnąc w myślach dziwnie zwinnego pomywacza. Przerzuciłem na chwilę buzdygan do lewej, słabszej dłoni, i przytrzymując się prawą framugi - wyskoczyłem przez okno.
Nie przebyłem nawet dwóch kroków, gdy z prawej strony spadł na mnie cios. Nie zauważyłem go, prędzej raczej wyczułem. Niestety za późno...
Prawe przedramię zawyło bólem takim, że aż wrzasnąłem. Upadłem na lewe ramię i odczołgałem odrobinę zerkając szybko na poranioną rękę. Kostne drzazgi aż przebiły skórę, a podarty przy ciosie materiał opończy nasiąkał już krwią.
Z mroku tymczasem, kuśtykając z powodu przedziurawionej w łydce lewej nogi, wyłonił się "pomywacz". W dłoniach dzierżył solidny kawał drąga, którym zapewne właśnie mnie zdzielił.
Wstałem ostrożnie, podpierając się lewą ręką. Miast skupić się na planie, co teraz robić, kląłem tylko w myślach na całą sytuację - pozostała mi walka lewicą, która przecież zazwyczaj nie dzierżyła nic większego, niż sztylet.
"Niech to demony porwą..." pomyślałem patrząc na wrednie ciężki buzdygan.
Mój przeciwnik zbliżył się na około dwa metry. Stałem już wtedy.
-Ktoś ty?! -syknąłem.
-A kto pyta? -spytał przyjmując zwiastującą wyjątkowo wredne kłopoty pozycję do walki lagą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
k_cian
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:07, 23 Mar 2007    Temat postu:

Gdy tylko nieznajomy wyskoczył przez okno chwyciła płaszcz zarzucając go sobie na ramiona, zaś staranny pakunek skrywany pod nim wsunęła za szeroki pas. Dopadła do regaliku, szepcąc cicho śpiewne zaklęcie zerwała kilka krwiście czerwonych jagód, włożyła do ust, przegryzła i przełknęła.
-Ah mi kahnis. - zakończyła równie cicho, tak by nikt nie słyszał. Z oddali zdawało się słyszec zwierzęce wycie, przejmujące, niczym wołające o pomstę. Pełne bólu i wściekłości. W izbie zawirowało, uniosło się coś niczym mgła. Zaczęło gęstniec wokół dziewczyny, nerwowo przelewac w powietrzu tworząc kształty dzikich bestii. Powietrze zadrżało i z nagłym cichym warknięciem izba ucichła,wszystko wyglądało jak kilka chwil wcześniej. Hasha jak gdyby nigdy nic zerwała się do okna. Wyjrzała ciężko oddychając. Spojrzała na mężczyzn i uśmiechnęła się lekko. A niech się pozabijają.




drobna uwaga
prosze zauwazyc ze Hasha przywolala cos, takie sobie malo materialne ale jednak z duzymi zabkami COS co ja bedzie bronilo... w moim mniemaniu skutecznie zreszta ale tutaj jakby ktos cos planowal i tak macie wolna reke i od was bedzie zalezalo jak bardzo skutecznie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rengoku
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Pon 1:00, 26 Mar 2007    Temat postu:

Hasha nie miała zamiaru czekać na wynik walki - po cichu, na palcach, zaczęła zmierzać do wyjścia. Tymczasem przeciwnicy mierzyli się wzrokiem tuż za ścianą z bali.
- Ja? Ja jestem Johen - stwierdził pomywacz, jakby to wszystko wyjaśniało.
Solidny kawał drąga trzymał zadziwiająco pewnie jedną chudą ręką, a wyprostowany był na całą swoją wysokość prawie siedmiu stóp, zupełnie nie zważając na głęboką ranę nogi.
Wojownik zacisnął zęby i wycedził jedno słowo:
- Modru.
- Chcesz mordować? - zdziwił się pająkowaty pomywacz. Zmrużywszy oczy przyjrzał się przeciwnikowi dokładniej, a następnie, tonem najwyższego zaskoczenia, niemal wykrzyknął:
- Jej, ty nie jesteś demonem!
Odrzucił gałąź i zgarbił się, jego twarz znalazła się na poziomie oblicza wojownika.
- Bardzo przepraszam, że cię zraniłem - Johen wypowiedział te słowa głosem pełnym troski, przy tym skulił się jeszcze bardziej, a na twarzy widoczne było tak wielkie ubolewanie, że Modru miał wrażenie, iż stoi przed nim kajające się dziesięcioletnie dziecko. Dziesięcioletnie dziecko wzrostu siedmiu stóp.
- To tylko draśnięcie - powiedział wojownik, choć było to skrajnie dalekie od prawdy; sam nie wiedział dlaczego nie chciał by ten żałośnie wyglądający chłopiec (chłopiec, dobre sobie!) się rozpłakał. A na to niewątpliwie się zanosiło.
Pomywacz uśmiechnął się niepewnie, mimo że jego oczy były zupełnie wilgotne od łez.
- Naprawdę? To dobrze - wyszeptał z ulgą. Potem usiadł na ziemi dokładnie tam gdzie stał, chwycił się za ranną łydkę i począł kołysać się na boki i pojękiwać. Opuścił głowę starając się stłumić szloch, ale Modru doskonale słyszał jak szepcze:
- Mamo, boli... spraw żeby nie bolało... proszę, będę grzeczny...
W tym momencie wojownik całkowicie zdębiał.


notka
Primo: mamy tutaj dwie ranne postaci, z którymi nie mam pomysłu co zrobić - co prawda nie są to fatal wounds [przynajmniej jescze nie], ale i tak na dobrą sprawę bez porządnej pomocy mamy ich wyłączonych z rozgrywki. Co zrobimy z tym fantem?
Secundo: Może być Modru? Jak baaaardzo nie pasuje, to przyjmiemy, żę to tylko alias.
Tertio: Proszę o uwzględnienie jednej wartej odnotowania cechy Johena (zwanego 'Małym' Razz) bardzo łatwo go polubić, albo przynajmniej nie zaprzątać nim sobie głowy. Ma w sobie coś, że większość istot (nie liczę tu takich popaprańców jak Uzuriel) od razu dostrzega w nim rozbrajającą bezbronność i albo stara się jakoś mu pomóc, albo po prostu stwierdza, że jest zupełnie nieszkodliwy i idzie swoją drogą.
Quarto: Johen rzeczywiście jest jak najbardziej bezbronny... chyba, że zostanie zmuszony do nagłego instynktownego działania (patrz dwa posty wcześniej) - jeszcze wymyślam dlaczego tak jest.
Podsumowując: Johen to dobry chłopiec, a mi się notka zrobiła potwornie długa.
PS. Mieliście się nie hamować z pisaniem? :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
k_cian
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:50, 26 Mar 2007    Temat postu:

Zatrzymała się. Coś w niej powstrzymywało ją przed wyjściem. Wyciągnęła rękę ku masywnym drzwiom. Zaczęła drżec. Z cichym jękiem bezsilności odwróciła się na pięcie i przemierzyła szybkim krokiem izbę. Wyjrzała przez szerokie okno.
Młody pomywacz siedział skulony. Objął kolana ramionami i kołysał się niczym porzucone dziecię. Nieznajomy wojownik zaś bezradnie stał nad nim nie wiedząc co zrobic. Wyciągnął niepewnie rękę i sam nie wiedział czy powinien ją położyc na ramieniu chłopaka w pocieszającym geście. Zaklęła pod nosem.

- Johen! - zawołała znacznie łagodniejszym głosem. Odwrócił się natychmiast i spojrzał oczmai pełnymi łez. - Wracaj do izby. - Spojrzała przeszywającym wzrokiem na obcego. Tym razem nie unikała tych przedziwnych, o lśniącej karmazynowej poświacie oczu. - Ty też Waśc. - warknęła. - Zanim ktokolwiek się zorientuje co tu sie dzieje... - Odsunęła się lekko w bok kiedy Johen pociągając nosem gramolił się przez okno. Modru stał wpatrując się w nią. Zacisnął zęby.
-Chodźże głupcze! - powtórzyła zniecierpliwiona. Ruszył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
raditzu
Administrator



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:14, 29 Mar 2007    Temat postu:

Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że ona już mnie nie lubi. Gdyby lubiła pewnie nie walnęłaby mnie tak mocno. I nie w złamaną rękę.

A ja naprawdę myślałem, że zdążę nim ona wróci z przyległej izby z opatrunkami. Ale niestety pomyliłem się.
Zastała mnie, trzymającego tego przeklętego Johena w morderczym uścisku za gardło.
Naprawdę nie chciałem go zabić... Chciałem jedynie wydusić z niego kim jest i co tu robi.

A ta wiedźma przywaliła mi dzbanem.
Nienawidzę rzygać. Zwłaszcza z bólu, a niestety taki powód zdarza się najczęściej. Pewnie dlatego.

Usiadłem tam, gdzie upadłem, usiłując powstrzymać ciemnienie świata. Dźwięk głosu dziewczyny i szlochanie dzieciaka docierały do mnie z głuchym pogłosem, a podłoga usiłowała walnąć mnie w potylicę. Całe szczęście po kilku chwilach świat wrócił na swoje miejsce.
Rozejrzałem się. Dziewczyna bandażowała łydkę chłopaka, obłożywszy ją uprzednio jakimś zielskiem.

-Ej -mruknąłem niezbyt przekonująco -A ja?

Jej spojrzenie było tak piorunujące, że tym razem to ja odwróciłem wzrok.
-Jestem Johen. Tylko Johen! -w tym momencie chłopak niemal wykrzyknął płaczliwym głosem. -A jak machać patykami, zobaczyłem u takich panów, co tu się bili jakiś czas temu...
-Genialnie -mruknąłem usiłując wstać. Przychodziło mi to z wielkim trudem. -Podpatrzył... Podpatrzył Wzór Goreta... -żachnąłem się, z trudem powstrzymując śmiech. Histeryczny śmiech.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rengoku
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Pon 20:42, 04 Cze 2007    Temat postu:

Uraczony nasennym naparem karczmarz chrapnął gardłowo i przewrócił się na drugi bok, przykrywając się pierzyną aż po szlafmycę. Zupełnie nie zwrócił uwagę na rozgardiasz przetaczający sie przez kolejne pomieszczenia jego zajazdu.
- Wypij to - głos Hashy tłumiony przeżartymi przez korniki ścianami zdradzał oznaki najwyższego zniecierpliwienia.
- Kobieto, skąd mam pewność że to mnie nie zabije? - rozległ się nie mniej zniekształcony głos Modru.
Chwila ciszy najprawdopodobniej sygnalizował wzruszenie ramion i westchnienie domorosłej alchemiczki.
- Johenowi pomogło - stwierdziła w końcu.
- O! Racja! - odezwał się wojownik. - Jego nóżkę zaleczyło koncertowo, a jak mi się kości źle zrosną, to co powiesz?
- Swoją drogą - Hasha pewnikiem rozglądała się nerwowo, odrobinę zakłopotana - gdzie tego chłopaka wywiało?
Johen prawie roześmiał się w głos, lecz zdążył w ostatniej chwili zasłonić usta brudną dłonią i zachichotał tylko. Pomysł zabawy w chowanego z nowym starszym bratem wyglądał coraz bardziej obiecująco. Baaa, nawet ciemności i okropnie chrapiący Starzec Od Kufla I Szmaty przestawały być tak straszne jak zwykle. To będzie dobry wieczór. Wesoły! Trzy osoby to trochę zbyt mało na prawdziwą zabawę, jednakże...
Johen rozejrzał się... nic nie zobaczył. Nic nie usłyszał. Nawet nie można powiedzieć, żeby coś wyczuł. Po prostu nagle naszła go ochota by, tłumiąc śmiech, powiedzieć przepełnionym wesołością szeptem:
- O! Cztery osoby to już w sam raz!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
k_cian
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:51, 06 Cze 2007    Temat postu:

Chwyciła pucharek z ręki rannego, drugą uniosła jego twarz ściskając palcami tak, że otworzył usta. Wlała trunek warcząc ciche:
-Pij.
Mało się nie zaksztusił ale pokornie wypił gorzki trunek. Palił w gardle i skręcał żołądek. Wiedźma, pomyślał. Mógł przysiądz że Johen dostał słodziutki. Powstrzymał grymas twarzy. Zamaiast tego uśmiechnął się złośliwie.
- Jeśli tak gotujesz nic dziwnego że chłopy z wioski się Ciebie boją.
Zerknęła z kamienną twarzą wskazując palcem drzwi.
-Zabieraj się teraz Waśc skąd przyszedłeś. - burknęła. Skóra cicho znów zatrzeszczała

Gdzie ten cholerny dzieciak? Rozglądała się nerwowo, zaglądała pod ławy, pod stół, pod leżące baranice... nic, jakby rozpłynął się w powietrzu. Zawsze z nim są jakieś kłopoty... tylko dlaczego akurat teraz?!
Ruszyła w kierunku drzwi do sąsiedniej izby. Dużych i dość ciężkich drzwi. Do tego szczelnie zamkniętych. Przecież usłyszałaby jakby Johen miał przez nie przejść. Uchyliła je z cichym skrzypnięciem.
-Johen? - szepneła mrużąc oczy.
Chłopak wytężył wzrok. Znieruchomiał natychmiast zakrywając usta. Wciąż chciało mu się śmiać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
raditzu
Administrator



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:09, 06 Cze 2007    Temat postu:

Czułem, że napięcie rośnie z sekundy na sekundę. Mój niezawodny dotąd instynkt krzyczał wręcz, że zaraz stanie się coś niedobrego...

Kiedy Hasha uchyliła drzwi ku kolejnej izbie by w dzwoniącej ciszy usłyszeć Johena... ku mej bezdennej rozpaczy puściłem donośnego bąka.
-To przez te twoje mikstury... -wybąknąłem. -Nie sądziłem jednak, że będziesz chciała wytruć wszystkich... W tym siebie.
Pokiwałem głową.
-Szalone. Odważne, ale szalone.
Złowieszczo zielony opar zaczął rozpływać się po karczmie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rengoku
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Czw 17:33, 14 Cze 2007    Temat postu:

Opar dopadł zarówno stojącą w drzwiach Hashę, Johena chowającego się za łóżkiem Starca Od Kufla I Szmaty, jak i samego karczmarza, który począł właśnie krztusić się przez sen.
Kobieta przesłoniła nos i usta dłonią, odwróciła się i posłała Modru mordercze spojrzenie; od zawsze wiedziała, że mężczyźni są mniej rozgarnięci, jednakże przemilczenie faktu iż używa się alchemicznych środków wspomagających (nic innego nie przychodziło jej do głowy) tuż przed zażyciem eliksiru regenerującego, zasługiwalo na jakieś wyróżnienie w tej sferze. Sprawca całego zamieszania bardzo aktywnie usiłował otworzyć okno z pomocą jednej tylko ręki, bo drugą - zregerowaną w zastraszającym tępie, przyciskał do piekącego niemiłosiernie tyłka. Do tego klął tak, że uszy więdły.
Wyłoniwszy się zza karczmarzowego łóżka (którego właściciel, tak jak pozostałe aktualnie śpiące w karczmie osoby, krztusił się coraz słabiej), piszczący i machający rękami w panice Johen przemknął obok Hashy tak szybko, że nawet nie miała czasu się wystraszyć, a następnie popędził do wyjścia. Sądząc po odgłosach, chłopak przewrócił się conajmniej kilkakrotnie, wywrócił ze dwie ławy oraz strącił na podłogę pół tuzina kufli zanim dopadł do prowadzących wprost do świeżego powietrza drzwi.
W całym tym zamieszaniu nikt nie swrócił uwagi na silne uderzenie okiennicy, które dobiegło z piętra zajazdu, a tym bardziej na dźwięk czegoś ciężkiego lądującego na ziemi i czmychającego w stronę lasu, byle dalej od okropnego smrodu.

Korekty literówek i interpunkcji. A oprócz tego łzy od śmiechu. rengoku - chylę czoła. Jesteś wielki!

dzięki za sprawdzenie i poprawienie literówek, jakoś zawsze przegapiam je w swoich tekstach Neutral
btw. nie mogłem się powstrzymać, przed poprawieniem litrerki:P - drugie ostrzeżenie na moim koncie?:>


Cytat:
Użytkownik dostał jedno ostrzeżenie.

Kliknij Tutaj aby powrócić do tematu


Mówisz i masz Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
raditzu
Administrator



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:49, 15 Cze 2007    Temat postu:

Niech cię szlag, wiedźmo...
Tyłek bolał mnie jak wtedy, gdy Dordoros... nie, stanowczo NIE CHCĘ tego pamiętać.

Wywaliłem łeb za okno i dusza zaczęła mi się radować. Z trzech powodów konkretnie... Świeże powietrze. Hasha paradująca do wyjścia z kawałkiem fartucha przyciśniętym do twarzy, dumna niczym królowa, ale jednak zadziwiająco szybka królowa. I Johen biegający po podwórzu jak kura bez głowy.
Nie, jednak cztery powody. Świeże powietrze stanowczo zasługuje tu, by zostać wspomnianym po raz drugi.

Durna baba! Durny dzieciak! Bogowie, mój tyłek...

Po paru minutach dało się już wziąć głębszy oddech w izbie bez odruchu wymiotnego, ale i Hasha i Johen trzymali się jakoś dziwnie blisko drzwi i okien.
Usiadłem (jednym półdupkiem) na ławie i z niekłamanym, aczkolwiek mam nadzieję skrywanym podziwiem, przyjrzałem się swej do niedawna złamanej ręce.
W isotcie, ogromny miała talent. I tak niebezpiecznie nieukierunkowany.

Jedyne co mnie zastanawiało to to, czego w tej chwili szuka. Zaglądała pod stoły (oczywiście te przy oknach) i za ławy. Jednocześnie mamrotała coś jakby:
-Harash..? Harash, biedactwo moje..?

Pewnie później rzeczy potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdybym wiedział wtedy o jej eteralnym wilczym stróżu, który siedział teraz jakąś milę od karczmy... i desperacko usiłował ogryźć sobie nos.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum prywatne Strona Główna -> Kiczyk Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin